Dodano: 20/09/2011
... Król Zygmunt już po raz piąty sekundował z kolumny na placu Zamkowym w Warszawie akcji „Zerwijmy łańcuchy” wymyślonej i organizowanej przez redakcję miesięcznika „Mój Pies”. Za sprawą koordynatorów i wolontariuszy pobiliśmy kolejny rekord - byliśmy w 51 miastach.
Przywiąż psa do siebie, nie do budy – pod takim hasłem prowadził w tym roku akcję jej ambasador Michał Piróg. - Miałem pięciu podopiecznych i wiem, jak się zachowują szczęśliwe psy – czyli te, które mogą przyjść do nas same, aby zostać pogłaskane albo nawet naszczekać na nas, kiedy jest im źle. I wiem, jak wyglądają i jak bardzo smutne są te, które nie mogą tego zrobić, bo nie są wolne. Te trzymane z dala od człowieka w budzie na łańcuchu. Tu, przy tych budach mówimy o uczuciach. Psy potrzebują bliskości tak samo jak ludzie. Na łańcuchu jej nie mają – mówił.
- Choć posłowie uchwalili ustawę o zakazie trzymania psów na uwięzi dłużej niż 12 godzin na dobę, to ciągle jest wiele do zrobienia – apelowała Paulina Król, redaktor naczelna miesięcznika „Mój Pies”. - Zdajemy sobie sprawę, że spuszczenie wszystkich psów z łańcuchów byłoby niebezpieczne, bo one nie są przyzwyczajone do przebywania na swobodzie, ale przecież można ulżyć ich losowi. Nasz protest jest po to, aby pokazać, że taki problem istnieje. A przed wszystkim, aby uczulić ludzi na krzywdę zwierząt. Aby na nią reagowali.
- Nie powiem nic nowego. Trzymanie psa na łańcuchu uważam za brak kultury i brak człowieczeństwa. Zresztą psy tak mało od nas wymagają. Trochę strawy do miski i tego, by wyjść z nimi na spacer. Co przecież i człowiekowi dobrze zrobi. Naprawdę nie możemy zrobić dla nich tak niewiele? - pytała nasza felietonistka Maria Czubaszek.
Kiedy pięć lat temu postanowiliśmy zrobić coś dla trzymanych przez całe życie na krótkich łańcuchach psów, chcieliśmy oczywiście dotrzeć do świadomości jak największej liczby ludzi, ale wiedzieliśmy, że nie stanie się to natychmiast niczym za sprawa czarodziejskiej różdżki. Przekonaliśmy się jednak, że kropla drąży skałę – w tym wypadku skamieniałe umysły. Okazało się, że da się je poruszyć. Zaczynaliśmy w 2007 r. od 12 miast, rok później byliśmy w 20, kolejny rok to było już 30 miejscowości, w zeszłym roku – 40, a w tym w 51 miastach w całej Polsce stanęły budy, do których przykuwali się koordynatorzy, wolontariusze, zwykli przechodnie i osoby znane z pierwszych stron gazet.
W tym roku w Warszawie byli z nami: Roman Czejarek, Ewa Czeszejko-Sochacka, Maria Czubaszek, Marek Frąckowiak, Halina Golanko, Jerzy Jachowicz, Marcin Janos Krawczyk, Anna Józefina Lubieniecka, Sławomira Łozińska, Maciej Miecznikowski, Marcin Mroziński, Karolina Nowakowska, Katarzyna Piekarska, Halina Piwowarska, Roch Siemianowski, Dorota Sumińska, Maria Szabłowska, Agnieszka Szulim, Jakub Świderski, Magda Wójcik, Ewa Złotowska. W Gdyni po raz pierwszy wsparł nas walczący o mandat posła Robert Biedroń, a posłanka Joanna Mucha przypinała się do budy w Lublinie. W Krakowie – co stało się już tradycją – akcję prowadziła europosłanka Joanna Senyszyn i Andrzej Sikorowski, który spędził całe życie „Pod budą” i to on właśnie mówił o tragicznym losie zwierząt żyjących w niewoli. Nie zjawił się oczywiście kandydat na senatora z ramienia PSL Jacek Soska, za sprawą którego na krakowskich Błoniach pasą się owce, a pilnują ich owczarki trzymane… przy budach na łańcuchach...
Zródło - Mój Pies