Dodano: 05/10/2011
Każdego psa lepiej oznakować: licho nie śpi. Wiadomo, że on sam nie powie jak się nazywa, ani gdzie mieszka pan.
Najprościej jest przyczepić do obroży tzw.adresówkę z aktualnym numerem telefonu komórkowego i innymi namiarami na właściciela. Istnieją różne, a kupicie je w sklepach zoologicznych lub na Allegro. Dobrą opinią cieszą się blaszki do wygrawerowania – bo są najtrwalsze, są także adresówki plastikowe i metalowe – w formie beczułek, w których można umieścić karteczkę z adresem właściciela.
Rasowym psom tatuuje się na uchu numer, który pozwoli zidentyfikować zwierzę, a poprzez to trafić do pana. W ten sposób znakowane są – obowiązkowo – wszystkie szczenięta rodowodowe, a wytatuowany numer widnieje w dokumentach, które otrzymuje właściciel szczeniaka. Znajduje się on również w dokumentacji Związku Kynologicznego. I wreszcie trzecia, najnowocześniejsza metoda: oznakowanie przez wszczepienie pod skórę tzw. transpondera, zwanego popularnie mikroczipem lub czipem. Czip ma być dla psa tym, czym dowód osobisty dla człowieka. Od 2012 r. będzie jedyną uznawaną w Unii Europejskiej formą znakowania tych zwierząt. To ważne dla każdego kto chciałby z psem wyjechać za granicę.
Wszczepia go lekarz weterynarii – dość grubą igłą pod skórę: w szyję lub między łopatkami. Zabieg jest prawie bezbolesny, a zwierzę reaguje na niego jak na zwykły zastrzyk. Czip jest niewiele większy od ziarenka ryżu, więc nie przeszkadza psu. Nie powoduje też reakcji alergicznych. To małe urządzonko zawiera elektroniczny układ scalony i antenę, które są umieszczone w specjalnej szklanej kapsułce, uniemożliwiającej przedostanie się do środka płynów ustrojowych. Kapsułka jest sterylna i bezpieczna dla psa. Powinna być wyposażona w tzw. powłokę antymigracyjną, dzięki której nie może się przemieszczać po ciele zwierzaka tylko tkwi tam, gdzie ją wszczepiono. Transponder zawiera unikalny numer złożony z 15 cyfr. To on pozwoli zidentyfikować nasze zwierzę w razie gdyby zaginęło. Założenia są takie: pies gubi się, ktoś go łapie, prowadzi do schroniska, tam przykładają mu do szyi czytnik, na którym wyskakuje numer czipa, numer sprawdzany jest w bazie danych, gdzie przy nim wyskakuje nazwisko właściciela. I już. Zwierzak uratowany. Ale – uwaga– by czip do czegoś rzeczywiście się przydał, musi być zarejestrowany w bazie danych. I właśnie tym powinien zainteresować się właściciel.
W Polsce nie działa bowiem jedna, elektroniczna baza danych o zaczipowanych psach. Ciągle nie ma przepisów, które regulowałyby ten problem. Bazę prowadzić może urząd miasta lub gmina, które czasami finansują akcje bezpłatnego czipowania psów, schronisko dla zwierząt, a nawet lekarz weterynarii. W praktyce znaczy to, że pies zaczipowany w dużym mieście, który się w nim zagubi, ma spore szanse na to, że wróci do właściciela, ale jeżeli będzie miał nieszczęście wyjechać z państwem np. na Mazury i tam zaginąć – to jego szanse się zmniejszają, nawet jeżeli czip zostanie odczytany. Tak naprawdę to właściciel powinien się dowiedzieć gdzie zapisano informacje o jego psie i dopilnować, żeby była to baza jak najszersza i ogólnodostępna. Ceniona jest na przykład www.safe-animal.eu, powiązana z Europetnet w Brukseli. Można się w niej zarejestrować samemu – należy tylko podać numer psiego czipa i informacje konieczne, żeby skontaktować się z właścicielem gdy pies zaginie (system szyfruje dane oraz je zabezpiecza). Użytkownicy tej bazy mogą korzystać z wyszukiwarki www.europetnet.com, gdzie wystarczy wpisać numer czipa, a przekieruje ona do bazy gdzie zwierzak jest zarejestrowany.