Historia Marka Kluk z Warszawy
Warszawa, grudzień 2009
Witam serdecznie posiadaczy psów.
W zasadzie od paru tygodni jestem posiadaczem psa, o którym będzie to historia.
Znajomi, podarowali mi szczeniaka, krzyżówkę bernardyna z wodołazem. To moje pierwsze doświadczenia z tego typu rasą psa. Ze względu na wiek nie miał żadnych dokumentów, żadnych szczepień, więc po dwóch tygodniach postanowiłem odnaleźć w miarę bliską przychodnię weterynaryjną. Kiedy przywiozłem psa na badania i szczepienia, dowiedziałem się, że w Warszawie do 15 grudnia istnieje możliwość bezpłatnego zachipowania psa.Nie miałem nawet chwili wątpliwości i od razu się na to zgodziłem. Nie miałem pojęcia, że aż tak szybko „to coś” będzie mi przydatne.
Otóż chyba piesek ośmielony pierwszą wyprawą do weterynarza, już następnego popołudnia postanowił wykorzystać nie domkniętą bramę wjazdową i poszedł szukać przygód. Ma nieco ponad dwa miesiące i choć waży już prawie 20 kg to ciągle skory jest do zabawy – zwłaszcza z dziećmi.
Skończyło się to tak, że pod wieczór w ogrodzie psa nie zastałem. Sprawdziłem wszystkie jego kryjówki oraz pomieszczenia gdzie mógłby sie ukryć - i nic. Objechałem samochodem pobliską okolicę i też go nie znalazłem.Późnym wieczorem, mając na względzie że rano na cały dzień miałem daleki wyjazd, postanowiłem napisać do SAFE ANIMAL, a potem wyszukałem na wszelki wypadek Schroniska w Warszawie. W zasadzie znalazłem tylko jedno.
Napisałem im numer identyfikacyjny chipu, który dzień wcześniej został jej (bo to suczka) wszczepiony i podałem swoje dane z numerem kontaktowym.
Sprawdzałem na stronach SAFE ANIMAL ten numer, ale że upłynęła dopiero doba od zaczipowania psa w przychodni weterynaryjnej, to pełne dane właściciela i dane psa nie zostały jeszcze wprowadzone do bazy danych. Dlatego szybko zrobiłem to sam.
Niemniej bardzo miłe zaskoczenie czekało mnie nazajutrz, kiedy to w czasie podróży wcześnie rano (tuż po godz. 8.00) zadzwonił do mnie telefon z SAFE ANIMAL, że mój piesek został odnaleziony w schronisku w Warszawie. Niecałe pół godziny potem, zadzwoniła pani ze Schroniska, że są w posiadaniu mojego pieska. Jak się okazało pies oddalił się dość daleko w poszukiwaniu zabawy i kiedy zrobiło się ciemno, samotnego zabrała z ulicy Straż Miejska. Nie miał obroży, na której miał wpisany numer identyfikacyjny, niemniej został on odczytany bezpośrednio z chipa.
Tak więc w zasadzie w dwóch dniach zamknęła się moja przygodą z moim małym "uciekinierem".
Dziękuję SAFE ANIMAL i Schronisku "Paluch" za odnalezienie i opiekę nad moim psem.
Pozdrawiam
Marek Kluk